środa, 24 lipca 2013

                                  Live it up

-Dobrze...Mia Melbie i Anabell Malbie. Wszystko się zgadza.Zapraszamy na pokład samolotu.-powiedział ochroniarz sprawdzając dziewczynom paszporty
-Zauważyłaś?Jakiś cud normalnie. Nie zapytał się nas czy jesteśmy siostrami.
-Mio,to że w naszych nazwiskach jest tylko jedna literka różnicy,nie czyni nas jeszcze siostrami. Chociaż masz rację   -to chyba jakiś szczęśliwy dzień,że ktoś dał nam z tym spokój.
   Mijając kolejne bramki, wsiadając do autobusu i w końcu wchodząc po schodach do samolotu cały czas rozmawiały. Nie tylko o Paryżu,ale chociażby o takich błahostkach jak nowe buty czy koszulka. Stewardessa ogłosiła w między czasie,że lot potrwa około dwie godziny.
-Okey...jest dwunasta,a my dalej nie wystartowaliśmy. 
-Jakbyś słuchała,to wiedziałabyś,że mają jakieś tam problemy z załatwieniem zgody na sta...-urwała aby wysłuchać kobiety,która do nich podeszła
-Bardzo przepraszamy za tę niedogodność,ale już wszystko uzgodnione i kapitan zaraz będzie zaczynał kołowanie.
-Dziękujemy bardzo-odpowiedziały chórem
-A nie mówiłam-dokończyła Mia-zaraz będziemy startować
-Jasne,uwierz-usłyszałam to 
-A to ci nowość...
   Lot przebiegał bez najmniejszych problemów, a jedyne co je stanowiło to odrobinkę zbyt mocne uderzenie o ziemię przy lądowaniu.
   "No mocniej to już się walnąć nie dało"wykrzyczała Anabell.             Gdy już miały wysiadać telefon Anabell zadzwonił. 
-Słucham.- Dziewczyna zabrała swój podręczny bagaż jednocześnie utrzymując komórkę przy uchu. Zaczęła coś szybko mówić. " I znów conajmniej 30 minut bezsensownego gadania zanim w końcu powie komuś z kim rozmawia, że właściwie nie ma czasu na rozmowę po czym nadal będzie rozmawiać jakby to co mówiła zaledwie chwilę wcześniej wogóle nie miało miejsca" Mia powoli wysiadła z samolotu za Anabell i patrząc w niebo odetchnęła głośno.
- Pokój mamy dopiero na 17, więc musimy się czymś zająć.- Dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę.- Jesteś zła?
 -Do jasnej cholery, Anabell, czy  ty musiałaś tak krzyczeć przy lądowaniu?!?!- Mia starała się ignorować dziwne spojrzenia innych pasażerów tego lotu idąc przez lotnisko.
-A ty jak zwykle dramatyzujesz, no dobra, może trochę przegięłam, ale mi się nudziło.-Co ty robisz? Spojrzała na przyjaciółkę, która szła z zamkniętymi oczami i ruszała ustami.-Na pokładzie wypiłaś tylko jednego drinka, nie sądziłam, ze jest z tobą tak źle.
-Zaraz cię zabiję.
-Haha. Czyli jednak jest z tobą tak źle, a może nawet gorzej. Z kim ja się w ogóle przyjaźnie? Mogłam zabrać na te wakacje jakąkolwiek inną przyjaciółkę,a nie kogoś kto mi grozi.-Anabell zaśmiała się głośno.
- Po pierwsze. Twój śmiech to porażka, a po drugie, głębokie oddychanie wcale nie uspokaja!
-O widzę,że furia. Chodźmy coś pozwiedzać.
-Ty, w takich ciuchach chcesz zwiedzać Paryż? Chodźmy lepiej na jakieś zakupy.-Mia nasunęła na oczy okulary przeciwsłoneczne i kołysząc biodrami ruszyła w stronę wyjścia z lotniska. -A zatem,wielka organizatorko wakacji,gdzie mamy iść odebrać samochód?
-Jaki samochód?- Anabell spojrzała na przyjaciółkę w dość typowy dla siebie sposób.
-No, przecież mówiłaś, że wynajęłaś dla nas samochód!
-Możliwe, że mówiłam,ale nie wynajęłam.
-Właśnie o tym mówiłam, ty zawsze musisz o czymś zapomnieć.- Mia czuła, że za chwilę nie wytrzyma i uderzy przyjaciółkę w twarz.
- Spokojnie, wynajmiemy jakąś taksówkę do hotelu, tam zostawimy bagaże w recepcji do godziny piętnastej.
- Anabell, wiesz ile nas to wyniesie? Chodźmy lepiej na piechotę.
-  Złapmy "stopa". -Dziewczyna od razu postanowiła wcielić swój plan w życie i stanęła koło jezdni z wystawioną ręką. Kierowcy jednak uparcie ją ignorowali i żaden samochód się nie zatrzymał.
- Daj sobie spokój. Nikt się nie zatrzyma.
Anabell nie zwracając uwagi na przyjaciółkę wychyliła się lekko w stronę jezdni i zaczęła energicznie machać ręką. Mia czuła, że nikt się nie zatrzyma, mimo to nie zniechęcała przyjaciółki w jej staraniach. 
- Cholera, niby Paryż, miasto miłości, a nawet nikt człowiekowi nie pomoże.- Gdy już chciała zaprzestać swoich bezsensownych wysiłków zauważyła, ze jeden z samochodów zjeżdża na pobocze. Szybko podbiegła do białej terenówki. 
- Dzień dobry! Czy wy w tym Paryżu macie jakieś uczucia? Co to za znieczulica społeczna, że nawet bliźniemu nie chcecie pomóc?!-Anabell poprawiła z dumą swój koczek i spojrzała na kierowcę. Mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie ukazując swoje białe zęby.  W tym momencie do akcji wkroczyła Mia.
-Dzień dobry, przepraszam za koleżankę, ma nerwowy dzień, czy byłby Pan tak miły i nas podwiózł?
-Oczywiście.- Mężczyzna wysiadł z samochodu i ruszył w stronę ich walizek. Dopiero wtedy przyjrzały mu się uważniej, był całkiem przystojny i mógł być niewiele starszy od nich. Same szybko ruszyły za nim i wzięły część swoich walizek, resztę zabrał chłopak i w dość szybkim czasie włożyli je do bagażnika. 
-Gdzie panie mają ochotę sobie usiąść?- Delikatnie się ukłonił i z uśmiechem wskazał na samochód.
- To chyba oczywiste, że w środku, bo chyba nie na dachu. -Anabell skrzyżowała ręce na piersiach. Chłopak otworzył drzwi z tyłu samochodu. Dziewczyna wsiadła do środka, a on zamknął za nią drzwi. To samo zrobił z Mią tylko, że jej otworzył drzwi z przodu. Sam też szybko wskoczył do środka i dołączył się do ruchu. 
-Wie pan, ja naprawdę przepraszam, za Anabell...
-Anabell? Naprawdę piękne imię i nie mówcie mi na pan, jestem Olivier.
-Mia, naprawdę, bardzo mi miło, oczywiście zapłacimy ci za fatygę. 
-Nie trzeba, ale zamiast pieniędzy wolałbym żeby panna Anabell przynajmniej raz się do mnie uśmiechnęła. To naprawdę nie przyjemne uczucie, gdy ktoś tak uroczy jest taki niemiły.- Spojrzał na odbicie Anabell w lusterku. Dziewczynę lekko rozbawiły jego słowa i mimowolnie uśmiechnęła się.- No widzisz, od razu lepiej.
-Może powinnyśmy ci powiedzieć do jakiego hotelu powinieneś nas podrzucić.
- Ja to doskonale wiem.
-A jeśli jednak nie wiesz?-Anabell patrzyła na niego przekornie. Chłopak zaczynał się jej coraz bardziej podobać.
- Jeśli zawiozę was pod niewłaściwy hotel to dacie się zaprosić na kawę w ramach przeprosin i powiecie mi gdzie mam was zawieść.
-Zgoda- powiedziały jednocześnie.
-Chyba lubisz kolor biały- Mia spojrzała na Oliwiera. Wszystko w co był ubrany było tego koloru.
- Można tak powiedzieć.- Uśmiechnął się lekko i spojrzał w lusterko. Dostrzegł, że Anabell bacznie przygląda się jego odbiciu.-Coś nie tak Anabell?
- Twoje oczy... są tak intensywnie niebieskie.
- Być może, nie przyglądam się im.- Oliviera bawiła rudowłosa pasażerka.
- Ale twoja dziewczyna zapewne tak.
Chłopak mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Pomyślał o Rachel i poczuł łzy pod powiekami. Utkwił wzrok w drodze.- Nie mam dziewczyny.
- Chyba spodobałeś się Anabell, wybacz za jej bezpośredniość, ale ona łatwo poddaje się uczuciom do mężczyzn.
- Mia, o czym ty w ogóle mówisz? Niewystarczająco mnie dziś upokorzyłaś?
- Mówię samą prawdę.- Roześmiała się głośno.
Oliwier wyczuł lekkie napięcie między dziewczynami więc zapytał Anabell.
- Czemu uczesałaś się w kok? On dodaje ci lat, dużo lepiej wyglądałabyś w warkoczu.
- Nie znasz się, nie wpadłeś na to, że tak mi się po prostu podoba?
- Czemu jesteś dla mnie taka niemiła?- Spojrzał na dziewczynę z wyrzutem.
- Nie lubię jak się ktoś czepia mojego wyglądu.
- No,jesteśmy na miejscu.- Chłopak zaparkował przed odpowiednim hotelem.
- Skąd wiedziałeś, że to tutaj- Mia aż otworzyła usta ze zdziwienia. Olivier tylko się uśmiechnął i pomógł im z walizkami.
  Mia wyciągnęła rękę z banknotem z dumnie wymalowaną liczbą "pięćdziesiąt".
-Proszę,dziękujemy bardzo za podrzucenie-powiedziała uśmiechając się uroczo do chłopaka
-Zostaw je sobie.Przydadzą ci się pewnie później, a ja pieniądze i tak mam.
-Jesteś pewny?
-Tak.
-Idziemy?-zapytała po chwili Anabell
-Może tak podziękowałabyś Olivierowi?
-Dziękuję.- Anabell podeszła do chłopakai podała mu dłoń, ten ucałował ją patrząc w jej oczy.
-Cała przyjemność po mojej stronie.- Gdy dziewczyna chciała już odejść, Oliwier zatrzymał ją. -Tu masz mój numer, zadzwoń jak będziecie potrzebować podwózki.
Podał jej kartkę z numerem, dziewczyna uśmiechnęła się. Schowała ją do kieszeni po czym ruszyła za Mią. Weszły do hotelu, hol był ogromny, gdy tylko doszły do recepcji i podały swoje nazwiska podszedł do nich młody chłopak z tacą, na której stały kieliszki z szampanem. Recepcjonistka wytłumaczyła, ze to taki drobny podarunek od hotelu. Przyjaciółki wzięły do rąk kieliszki. Załatwiły wszystkie sprawy, wypiły szampana i udały się do pokoju.
-Takie prezenty od hotelu to mogą mi dawać codziennie. - Anabell rzuciła się na wielkie łóżko w pokoju.-Mamy spać w jednym pokoju?
-O co ci chodzi? Przecież masz osobne łóżko.- Mia wzruszyła ramionami.
-Czyli mam zapraszać faceta i robić to z nim przy tobie?
-Czyżbyś miała na myśli Oliwiera? Podoba ci się?
- Coś ty. Idziemy coś pozwiedzać?-Anabell uśmiechnęła się.
Mia spojrzała na nią krytycznie.- Najpierw idziemy na zakupy.
-Zapowiada się długi wieczór.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Kilka słów od Autorek.                          

    Witajcie!
Mam nadzieję, że nasze pisanie was nie zniechęci i będziecie razem z nami przeżywać przygody i miłości naszych bohaterów. Przepraszam, że tak powoli się rozkręcamy, ale to wszystko przez masę rzeczy związanych z zakończeniem roku (jak poprawka z chemii :-) ) i innymi problemami. Kolejny rozdział pojawi się w środę i na pewno będzie dłuższy. Postaramy się popracować i częściej coś wrzucać, ale niczego nie obiecujemy, bo sami dobrze wiecie jak to bywa w życiu. My postaramy się regularnie dodawać nowe rozdziały. Jak się czujecie z tym, że w już koniec roku? Jakie plany macie na wakacje? Piszcie w komentarzach o waszych planach na wakacje, zadawajcie pytania jeśli chcecie, Bardzo chętnie dowiemy się czegoś o was oraz co myślicie o naszym blogu. Pozdrawiam was gorąco!
                                                                              Rikka:-*

sobota, 22 czerwca 2013

                                    Wake up!

            Dzwonek dzwonił uparcie i przeciągle. Mia starała się ignorować natarczywie brzmiącą melodię, jednak ona nie dawała za wygraną. Podniosła głowę w poszukiwaniu telefonu i nie patrząc na wyświetlacz kliknęła zieloną słuchawkę. Zaspanym głosem powiedziała:
-Nie wiem kim jesteś, ale znajdę cię i zamorduję.
-Mi chyba tego nie zrobisz..-odpowiedziała pewnym tonem.
-Anabell? Ups... Nie wiedziałam, że to ty...
-Nie, no przecież kto patrzy na wyświetlacz, gdy odbiera telefon?-Jej sarkazm był wyczuwalny na kilometr.
-Hahaha...Dobra czego chcesz? Jest siódma, a ty dzwonisz do mnie bez wyraźnego powodu.
-Pojutrze zakończenie szkoły. Gdzie jedziemy na wakacje? 
-Ja z tobą? To skończy się albo w szpitalu, albo na komisariacie
- Bardzo zabawne,jeśli wypominasz mi zeszłe wakacje to wcale nie ja wypuściłam te lamy z zoo... A tak na poważnie to jedziemy do Paryża?
-Yyy...Myślałam, że miało być na poważnie.
-Czy ja kiedykolwiek byłam niepoważna?
-Pozwolisz,że nie skomentuję.To co z tym Paryżem?
-Załatw bilety na jutro, na około czternastą, a ja zajmę się resztą.
-TY zajmiesz się resztą? Nie wierzę ci.
-Ty też taka święta nie jesteś. Pogadamy w szkole.W końcu, od czegoś musi być ta matma, no nie?
-Myślałam,że od rzucania zaklęć na nauczycieli.
-Nie denerwuj mnie. Dobrze wiesz, że znam wiele zaklęć  i nawet tobie mogę zrobić krzywdę.
-Jasne...
-Ja kończę, a ty ubieraj się, bo za niecałą godzinę mamy pierwszą lekcję. Pa.
-Pa.
      W co ona się wpakowała? Przecież z własnych doświadczeń wiedziała, że ich wspólne wakacje skończą się katastrofą.
      Wstała z łóżka i podeszła do szafy. Ubrała białą sukienkę w granatowe kropki i ciemnoniebieskie balerinki. Uczesała swoje długie, blond włosy i delikatnie się umalowała. Zeszła do kuchni i zjadła jakieś śniadanie, po czym wróciła na górę, by się spakować. 

                                     ***
     Anabell co dzień rano jechała do szkoły na rowerze słuchając muzyki i oczywiście nie obeszło się bez kilku przekleństw na kierowców, którzy jej zdaniem za wszelką cenę próbowali pozbawić ja życia. Gdy była już pod szkołą oczywiście było już po dzwonku na pierwszą lekcję, rzuciła rower pod płotem z myślą, że jeśli ktoś go ukradnie to zostanie potrącony przez pierwszego lepszego kierowcę. Zawsze uważała, że na tym rowerze spoczywa klątwa. Wbiegła do budynku z nadzieją, że nauczyciel również spóźnił się na lekcje. Z impetem otworzyła drzwi i szeroko uśmiechnęła się do swojego koszmaru-pana od historii.
-Dzień dobry, straszne korki były.
-Korki to przydały by się tobie i to z niejednego przedmiotu.
Spojrzała na niego z wyrzutem i cicho wypowiedziała jedno ze swoich zaklęć. 
    "Może któregoś dnia zadziała, warto próbować" 
    Ruszyła wolno w stronę ostatnich ławek. Gdy dotarła na swoje miejsce powoli rozejrzała się po klasie w poszukiwaniu Mii. Niestety, dziewczyny nie było w klasie. Powoli usiadła w ławce i patrząc na zegarek czekała na koniec lekcji. Lepiej żeby przyjaciółka miała dobrą wymówkę, co do swojej nieobecności. Anabell poprawiła swojego nienagannie uczesanego koczka i powoli zaczęła przepisywać temat z tablicy. Spojrzała przez okno i ujrzała duże, białe pióro, które nieustannie unosiło się i opadało. Przez chwilę miała wrażenie, że widzi zarys ludzkiej sylwetki w tym miejscu, jednak gdy tylko mrugnęła znów jej oczom ukazało się tylko piórko. Poczuła się jak w hipnozie, nie mogła oderwać od niego oczu. Z otępienia wyrwał ją dopiero dzwonek na przerwę. Wrzuciła książki do plecaka i ruszyła do drzwi, chciała zadzwonić do Mii, lecz ujrzała ją przed salą do matematyki.
-Czemu cię nie było?
-Pojechałam na lotnisko rezerwować bilety, bo internet mi siadł.
-A co mnie to obchodzi? Powinnaś tu być!
-Czyli wdzięczność w twoim stylu. Chcesz lecieć do tego Paryża?
-No jasne!
-To się zamknij i ciesz się, że przynajmniej na matematykę przyszłam, nie wiesz ile mnie to kosztowało. A tak swoją drogą, nie boisz się, że ktoś ukradnie ci ten rower?
-Ciąży na nim klątwa...Nawet jeśli ktoś go zabierze, on do mnie wróci.
-Zaczynam się zastanawiać czy nie powinnam się ciebie bać. Od taka zwykła rozmowa, a ty nagle wyjeżdżasz z jakimiś klątwami.
-Odejdź okropna kobieto.-Anabell demonstracyjnie przewróciła oczami.
-Ja, okropna?
-Dobra, chodź, ustawmy się przyzwoicie w parach pod salą.
-Po co? Przecież jest jeszcze czas.-Mia spojrzała na przyjaciółkę z lekkim zaskoczeniem- Chcesz się przed dzwonkiem ustawić pod salą?
-Nie chce nic mówić, ale chyba zauważyłaś, że nasze szkolne korytarze trochę opustoszały,co powinno ci nasunąć myśl, że chyba jednak już czas na lekcje, co powinien ci potwierdzić fakt, iż nasz ulubiony nauczyciel matematyki zmierza korytarzem w naszą stronę.
-Bardzo rozbudowana wypowiedź i ani razu nie mówiłaś nic o klątwach.- Roześmiała się głośno, po czym wstała i ruszyła do klasy za Anabell. Obie wiedziały, że całą tą lekcję jak zwykle spędzą rozmawiając, śmiejąc się i jedząc. W zasadzie tak wyglądały każde ich zajęcia z tym nauczycielem. Weszły do klasy i usiadły w ostatniej ławce. Matematyk odsunął krzesło głośno szurając swoimi dość nietypowymi butami. Powili usiadł i otworzył dziennik.
-Nasze ostatnie wspólne zajęcia, jak się z tym czujecie?- Uśmiechnął się w swój dość nietypowy sposób, nigdy nie można było zgadnąć czy uśmiecha się szczerze czy jest to raczej wymuszony grymas.
-Okropnie.-odpowiedział ktoś z klasy
-Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się powtórzeniem wiadomości o równaniach algebraicznych.
      Nauczyciel wstał, zdecydowanym ruchem wziął do ręki kredę   i zaczął pisać niezrozumiałe dla Anabell działania. 
      Przepisując je zaczęła rozmowę:
-O której mamy wylot?
-11:49
-A zakończenie roku?
-Wydaje mi się, że widziałam jak na jakiejś kartce powieszonej na drzwiach wejściowych było napisane, że o 9:30.
-Hmm.....ono potrwa z półtorej godziny co daje nam...-tu zrobiła dłuższą przerwę, aby spróbować policzyć to w pamięci
-49 minut? Nigdy nie byłaś dobra z matmy...
-Dobra,dobra, załatwiłam nam już miejsca w hotelu,ale przed nami w tym pokoju ktoś jest, więc dopiero około 15 będziemy mogły do niego wejść.
-To dlatego mówiłaś,żeby bilety były na czternastą?
-Tak, jak wiesz,doba hotelowa kończy się dopiero o 12 i gdyby lot był później, to nie musiałybyśmy czekać.
-Też chciałam zarezerwować jakiś inny, ale nie było miejsc w tym o 13:30. 
-Ale przynajmniej w ogóle je mamy. Wynajęłam nam też samochód, żebyśmy nie musiały tłuc się po Paryżu taksówkami lub na piechotę.
-Okey...zdajesz sobie sprawę, że matematyk się na nas gapi?
-Nie...
-Anabell ,Mio, proszę się uspokoić
-Dobrze, już nie będziemy.
-No mam nadzieję.
      Przez resztę lekcji siedziały względnie cicho, z tęsknotą parząc na zegarek.Gdy wreszcie zadzwonił dzwonek, uradowane wybiegły z klasy, planując co spakują, w co się ubiorą na lot, jaki jest Paryż na prawdę.Po ostatnim dzwonku, wszyscy z radością wybiegli z klasy, krzycząc "nareszcie".
       Anabell wolnym krokiem podeszła do płotu,wzięła swój nieszczęsny rower i pojechała do domu.
                                           ***
      Kluczyk z trudem wylądował w stacyjce.Strach zawsze robił z Mią to co mu się podobało. Kompletnie nie wiedziała jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień. Jasne-ekscytacja przewyższała doznaniem strach, lecz wciąż nie mogła pozbyć się myśli, że pakuje się w coś z czego nie będzie odwrotu. 
     "Jasne.Dlaczego ty musisz mieć te swoje przemyślenia w momencie, gdy prowadzisz samochód zdecydowanie przekraczając prędkość, stwarzając takie zagrożenie dla innych?" 
    Podjeżdżając na podjazd dalej była pełna obaw, ale coraz bardziej oddalały się od niej. Przekraczając próg już w ogóle jej nie towarzyszyły. W kuchni wyciągnęła z lodówki przygotowany wcześniej obiad. Zjadła go w pośpiechu, po czym wrzuciła talerz do zlewu i pobiegła po schodach do swojego pokoju, żeby się spakować. Starała się wybierać jak najmniej rzeczy, bo nie miała najmniejszej ochoty płacić astronomicznej sumy na lotnisku za nadbagaż. 
No proszę- nawet nie wie, gdzie się zatrzymają.No bo przecież Anabell nigdy nie można ufać w stu procentach. Nawet jako najlepszej przyjaciółce,z którą spędziło się właściwie całe życie. 
    Zanim się obejrzała była już spakowana, a za oknem słońce już dawno zaszło. Wykończona monotonną czynnością    poszła wziąć prysznic, układając sobie w głowie plan następnego dnia.Gdy zakręciła kurki spostrzegła,że minęła już godzina. Szybko wytarła mokre włosy i przebrała się w długą, biało-różową koszulę. Wykończona padła na łóżko i w mgnieniu oka zasnęła.
    Rano obudził ją promień słońca przebijający się przez niedosunięte rolety.
   "Nigdy więcej. Muszę pamiętać by zawsze je zasuwać do końca..."
   Do zakończenia zostało jej niewiele czasu. Ubrała granatową sukienkę i beżowe sandałki. Wyciągnęła walizkę spod łóżka i biorąc mocny zamach zrzuciła ja ze schodów.  
     "Nie, nie będę tego tachać." 
     Zjadła kanapkę, wypiła szklankę wody i poszła do łazienki, gdzie szybko się umyła, umalowała i uczesała.Wyszła z domu, zamykając go na klucz, włożyła walizkę do bagażnika   i pojechała do szkoły.
                                      ***
    "Jasne, jak zwykle zaspałam!Brawo,idiotko!" 
    Skarciła się w myślach Anabell, gdy spojrzała na zegarek.Najszybciej jak potrafiła przygotowała się do wyjścia. Niosąc przygotowaną wcześniej walizkę błagała, żeby tylko się nie spóźnić. Wrzucając torbę na tylne siedzenie taksówki, wysapała kierunek jazdy kierowcy i wyczerpana tym całym pośpiechem w końcu miała czas by odetchnąć. Gdy przy szkole wyciągała bagaż, jednocześnie płacąc za kurs taksówkarzowi, zobaczyła, że uroczystość już się rozpoczęła. 
  "Niech to szlag!"
   Z takim oto okrzykiem wbiegła do budynku, zostawiając wcześniej walizkę w otwartym jeszcze gabinecie higienistki. Zdecydowanym pchnięciem otworzyła drzwi i klnąc pod nosem na ludzi(w tym wszystkich nauczycieli)gapiących się na nią,poszła na miejsce, gdzie ustawiona była jej klasa.
-An, gdzie byłaś?-zapytała zdenerwowana Mia
-W domu,zaspałam.
-Brawo.
  Dalej już uroczystość płynęła wartko i sprawnie. Po wręczeniu świadectw, dziewczyny ruszyły po torbę zostawioną  w gabinecie i zapakowały ją obok walizki Mii w bagażniku jej samochodu. Wsiadając,An zadała przyjaciółce ostanie pytanie. 
-Gotowa?
-Jak nigdy.

     Rikka&Melly 
   

czwartek, 13 czerwca 2013

                                        Prolog

                                                                      24 maj 1994 r.
          Drzwi do komnaty otworzyły się od delikatnego,aczkolwiek zdecydowanego pchnięcia ręką. 
   Zapach bzu wydostał się z pomieszczenia.Prawie pusta,wręcz przerażająco biała sypialnia sprawiała wrażenie zimnej i opuszczonej. Jedynie postawione gdzieniegdzie bukiety świeżego, liliowego bzu świadczyły o czyjejś obecności. Kobieta powoli podeszła do łóżka ,przesunęła dłonią po aksamitnej , miękkiej pościeli. Rozejrzała się, a jej wzrok zatrzymał się dopiero na biurku, które w ogóle  nie pasowało do czystego, białego wnętrza.W całej komnacie panował porządek, tylko wokół tego miejsca panował niewyobrażalny nieład. Pozgniatane i porozdzierane kartki papieru leżały na podłodze i blacie biurka. Pióro spoczywało bezwładnie pośród kawałków listów z niewyschniętym jeszcze atramentem. "Dalej to robi...myślałam, że już dał sobie spokój po ostatnim razie.Przecież i tak wie, że Rachel tego nie przeczyta.Ona nie jest już tym kim była.Zdradziła nas, jemu samemu złamała serce".Z zamyślenia wyrwał ją niski, aksamitny głos.
-Caroline?Co ty tu robisz?-oparł się bokiem o futrynę drzwi
          Odwróciła się na pięcie, podparła się plecami o biurko i skrzyżowała ręce na piersi.
-Wybacz,nie chciałam-spojrzała na jego twarz. Przygryzał twarz jak zwykle, gdy się denerwował
-Nie sądzisz,że to trochę niekulturalne?-pytająco uniósł brew
-Pan cię wzywa-postanowiła zmienić temat
-Wiesz może, o co chodzi-zobaczyła, że lekko się zmieszał
-Chodźmy-powiedziała, po czym minęła chłopaka, stukając obcasami.
      Zrezygnowany zamknął drzwi do komnaty i ruszył za nią długim, jasnym korytarzem. 
     W jego głowie panował chyba jeszcze większy chaos, niż na jego biurku. Nieustannie zadawał sobie pytanie czego Pan od niego chce, w jakim celu go wzywa i jakie są jego zamiary wobec niego.W towarzystwie tych myśli dotarł do głównej kwatery,do pomieszczenia, które za każdym razem szokowało go swoją wielkością.Caroline podeszła do dwóch strażników lekko kołysząc biodrami. Szepnęła do nich kilka słów, a oni po dłuższym namyśle, wpuścili ją i chłopaka do środka. Gdy tylko przekroczyli próg, ciężkie, mosiężne drzwi zatrzasnęły się za nimi z hukiem.
       Stanął przed postacią Pana ze szczerym przerażeniem w oczach. Nogi się pod nim ugięły, ponieważ ta osobistość budziła w nim tak wielki respekt.
-Oliwierze, czy zdajesz sobie sprawę z jakiego powodu się tu znalazłeś?-jego głos był ciepły i przyjazny. Chłopak poczuł się trochę pewniej.
-Niestety, Panie,ale nie. Czy mogę zatem prosić o wyjaśnienia?
-Wiesz,że naszym zadaniem jest opiekować się ludźmi. Myślałem nad tym długo i uznałem, że jesteś już gotowy, aby wziąć kogoś w opiekę.
-Rozumiem, kiedy mam zacząć? 
-A więc widzisz, bo to nie jest takie proste, nie dostaniesz w opiekę zwykłego dziecka.
-Panie, wybacz,ale teraz już nie rozumiem.
-No więc, nasi wrogowie chcą zagarnąć na swoją stronę dziewczynę,która dzięki swoim umiejętnościom, może im bardzo pomóc. Jednak, jak dobrze ci wiadomo, nie mogą tego uczynić, dopóki nie skończy ona 19 lat.Staramy się temu zapobiec, więc przydzielamy jej Stróża, a w tym wypadku-ciebie.
-Mnie?Och, Panie, niesamowicie cieszy mnie, iż tak wysoko mnie cenisz, jednak nie czuję się na siłach,na tak odpowiedzialną misję.Jest wielu innych, starszych i bardziej opiekunów, którzy mogą wykonać to zadanie o wiele lepiej ode mnie.
-Posłuchaj, wiesz dobrze,że większość z nas już sprawuje nad kimś opiekę.
-To nie mogę się z którymś z nich zamienić?
-Oliwierze,wiesz doskonale,że po przydzieleniu komuś człowiek w opiekę,Stróż nie może go opuścić,aż do śmierci swojego podopiecznego.Opiekunowie bardzo wiążą się z ludźmi i nie możemy prosić o coś takiego jak zamiana.
       Chłopak spuścił głowę i utkwił wzrok w przezroczystej posadzce.
-Ile ona ma lat?
-Dopiero dzisiaj się urodziła.
-Co? W takim razie,skąd wiesz,że nasi wrogowie chcą ją przejąć?
-Tego nie mogę ci powiedzieć, a teraz słuchaj,nie będziesz schodził na razie na Ziemię,chyba że zajdzie taka potrzeba.Rozumiesz?
-Oczywiście.
-Możesz się zatem oddalić.
-Tak,Panie.
      Oliwier ukłonił się, po czym ruszył ku wyjściu, gdzie czekała już Caroline i razem wyszli z komnaty.
-Dasz radę-głos kobiety był ciepły, chodź lekko natarczywy.
-Zobaczymy-powiedział i uśmiechnął się sztucznie,jednocześnie chowając ręce do kieszeni i udając się wolno w stronę swojej sypialni. Po głowie chodziły mu różne myśli.Wszedł do pokoju        i rzucił się na pościelone łóżko. Pogrążył się w rozmyśleniach i nawet nie zauważył kiedy zasnął.
Melly &Rikka

                    Wstęp

             Hej!
            Znajdujecie się na blogu,który powstanie przy współpracy dwóch przyjaciółek  i z pragnienia napisania czegoś wspólnie( oraz z powodu nudy na lekcjach matematyki ;)
         To może krótko się przedstawmy.
         No więc-każda z nas ma swój pseudonim, którym będzie się tu posługiwać.Jedna z nas to Melly, a druga to Rikka (nie pytajcie skąd te pseudonimy...).Pierwsza z wymienionych interesuje się nauką  przedmiotów ścisłych i języków obcych oraz grą na pianinie.Jest szczupłą brunetką średniego wzrostu,ma ciemnie włosy i brązowe oczy. Rikka interesuje się wszystkim co nie ma wspólnego ze szkołą,a zwłaszcza matematyką (chyba ,że mówimy o szkole muzycznej,do której zresztą uczęszcza).Uwielbia śpiewać, rozwijać się aktorsko i uczyć się gry na wielu instrumentach. Jest błękitnooką szatynką z przebijającymi się rudymi refleksami, również jest średniego wzrostu.
          Postaramy się co tydzień wrzucać coś nowego( prawdopodobnie będzie to sobota lub niedziela)
          Mamy nadzieję, że opowiadanie się Wam spodoba i, że nasze żałosne wypociny spodobają się choć paru czytelnikom.Piszcie w komentarzach czy wam się podoba i czy chcecie byśmy pisały  dalej, jak również piszcie tam swoje uwagi oraz możecie wypominać nam błędy. Jeśli tylko pojawią się jakieś pytania, to postaramy się na nie odpowiedzieć.
         Życzymy miłej lektury i pragniemy  zachęcić Was, abyście czytali  nas dalej i polecali  blog znajomym.
          Ściskamy Was mocno i trzymajcie się.
            Melly & Rikka